JustPaste.it

Rozdział II

 

 

 

- Ben? Ty jeszcze tutaj? Ben? – Znajomy głos wyrywał go z otchłani snu. – Ben, czemu nie jesteś dziś w pracy?!

Oho, już wpadła w histerię.

Otworzył oczy i przetarł kciukami powieki, a potem ziewnął przeciągle. Nie pamiętał, jak wrócił do domu. Ostatnie, co odnotował, to chwila, kiedy dopadły go tamte stwory i...

- Ben, powiedz coś! – Panikowała Megan. – Oblałeś test zdolności, przyznaj się! Zrobili z ciebie marudera! Zaraz dostaniemy nakaz eksmisji i będziemy musieli przeprowadzić się do jakiejś rudery?! Odszkodowania nie wystarczy nawet na przeżycie! Jeżeli myślisz, że zostawię Betty i Su same i pójdę do pracy żebyś ty mógł się obijać...

- Jesteś lekomanką Meg, w żadnej firmie by cię nie przyjęli. – Wyrzucił to z siebie, nieoczekiwanie, zupełnie nie myśląc o tym, co chce powiedzieć. To bezpardonowe postawienie sprawy kompletnie zszokowało Megan. Nie chodziło nawet o słowa, ale sposób mówienia. Jego ton głosu, sposób, w jaki wyrażał to ciałem, o to, co miał wypisane na twarzy. Tak, jakby wygłaszał wyrok albo całkiem bez emocji stwierdzał obiektywną prawdę.

– Mam tylko dzień wolnego, to wszystko. – Dopowiedział, po czym wstał.

Chyba było już mu wszystko jedno.

Usiadł na fotelu przy niewielkim stoliku do kawy i wyjął z popielniczki holo-papierosa. Popielniczka stanowiła tylko element dekoracji – nowoczesny substytut nikotynowej używki nie pozostawiał popiołu, ani nawet kłębów dymu. Właściwie to nie miał nawet nikotyny, był tylko zwykłą rurką, bez żadnego mechanizmu. Mózg symulował ciepło papierosa, wywoływał iluzję dymu przy wydechu, nawet charakterystyczne kłucie w klatce piersiowej. Dokonywał przy tym niewielkiej stymulacji receptorów opioidowych μ stymulując nieznacznie wydzielanie endorfiny. Wszystko działo się w wewnętrznym świecie doświadczającego i tylko dla niego było prawdziwe. Dla każdego, kto to obserwował byłby tylko durniem wciskającym w usta niewielki metalowy walec.

- Tata! – Zawołał mały huragan, kiedy wpadł do salonu. Zaraz za Betty pojawiła się Su, ostrożnie przechodząc przez drzwi.

Mała Betty zaraz rzuciła się ojcu na kolana i zawiesiła ręce na szyi, podczas, gdy Su przysiadła na łóżku obok matki. Jedna pełna życia, impulsywna, druga kontrolowała każdy gest. Autentyk i podróbka. Człowiek i homunkulus.

Kochał je tak samo.

Ben roześmiał się radośnie, ale uśmiech szybko nabrał gorzkiego smaku, kiedy spojrzał na drugą córkę. Magia nocy zniknęła i w świetle dnia doskonale dostrzegał jej wszystkie komponenty. Kiedy ich oczy spotkały się, Su również się uśmiechnęła i podreptała w jego kierunku, żeby usiąść mu na kolanach.

Swoją córkę, prawdziwą córkę, stracili w połowie ciąży, kiedy już mieli przygotowany wzorzec fizjonomiczny i pierwsze wykresy temperamentu i prawdopodobnego rozkładu zdolności. Zdążyli już nawet przeprowadzić kilka symulacji, żeby przekonać się jak mogą wyglądać ich pierwsze wspólne dni, jak ich córka będzie wyglądać za trzy, sześć, dziewięć, osiemnaście lat... Wszystko było tylko hologramem.

Wszystkie ich plany, zamiary, całe życie było hologramem.

- Dziś będziesz z nami, tatusiu? – Zapytała swoimi sztucznymi ustami i elektronicznie generowany głosem, który do złudzenia przypominał prawdziwy głosik kilkulatki, która nigdy nie dorośnie, a Ben poczuł wstyd i złość na siebie z powodu tego, co przychodziło mi nas myśl.

W międzyczasie Megan wstała, poszła do kuchni i otworzyła najwyżej ulokowana szafkę. Tam, za pojemnikami z przyprawami, trzymała awaryjna buteleczkę z lorazepamem.

- Naprawdę to pani odradzam. – Odezwał się uniwersalny robot kuchenny, który kupili w zeszłym miesiącu. Kobieta spojrzała na maszynę z ukosa i wyciągnęła wtyczkę z kontaktu.

- Może w końcu go przeprogramujesz? – Zaatakowała męża. – Albo zapłać za fachowca.

- Dziś się tym zajmę. – Odpowiedział, czym po raz drugi dzisiejszego dnia zaskoczył swoją żonę.

- Dziewczynki, biegnijcie do swojego pokoju. – Nakazała im tak miło, jak tylko potrafiła. – Co się z tobą dzieje? – Zapytała wprost, kiedy byli już sami.

Co się z nim działo?

- Wszystko jest w porządku. – Skłamał... albo i nie. Nie potrafił rozpoznać swojego stanu, myślą mi wciąż wracał do chwili z minionej nocy, usiłując wszystko poukładać w głowie. Ignaz musiał podać mu jakiś mocny środek psychotropowy, który zaburzył jego wzorce myślowe i w efekcie nie był do końca tą samą osobą co zawsze. Efekt zapewne minie, kiedy substancja czynna leku dokona całkowitego rozpadu i zostanie tylko substrat do wydalenia, ale to mogło potrwać.

- Widziałam wczoraj coś w holowizji. – Zagadnęła. – Anihilator, nowy produkt R.A.Corp., międzynarodowego konsorcjum...

- Tak, już gdzieś o tym słyszałem. – Przerwał jej.

- Podobno mogą pomóc w dziewiecdziesieciu dziewieciu procentach objawów depresji, tanatofobii, obsesji na punkcie śmierci,  niezadowolenia życiowego, poczucia bezsensu,  weltschmerzu, przytłoczenia domową stagnacją, rozgoryczenia z powodu rozpadu pożycia i rutyny... – Mówiła, a on słyszał kobiecy głos z reklamy i nagle poczuł, że musi się stąd wyrwać.

***

Do naprawy ultranowoczesnego robota kuchennego  (dostępny online od ręki, raty jedynie dwadzieścia cztery miesiące! żadnych zaświadczeń, wystarczy skan chipu płatniczego i dostarczymy towar pod twoje drzwi w piętnaście minut!) zabrał się po południu.

Najpierw, zaraz po śniadaniu, zabrał dziewczynki na spacer po okolicy mimo protestów Megan, która upierała się, że normalni rodzice tak nie postępują i rozważniejszym wyjściem byłby jakiegoś atrakcyjnego wirtualnego otoczenia, gdzie mogliby spędzić czas wspólnie bez ryzyka kontaktu z innymi ludźmi i wdychania nieprzefiltrowanego, pełnego spalin powietrza. Uparł się i dopiął swego – tylko po to, by spróbować powtórzyć trasę wczorajszego spaceru. Nic nie znalazł.

I to było najgorsze.

Nie znalazł nawet rozpadającego się kościoła służącego za meline dla panikarzy,  choć trafił pod supermarket, który widział na przeciwko niego. Tam, gdzie jeszcze wczoraj stała stara gotycka budowla, dziś znalazł kilkunastopietrowy nowoczesny blok mieszkalny.

Tabletki, które dał mu doktor Morbus musiały mieć znacznie mocniejsza działania niż przypuszczał. Nie był tylko pewien, czy mu w czymkolwiek pomogły.

Potem wrócił z dziewczynkami do domu i wszyscy razem zjedli rodzinny obiad – czuł się przy tym niezręcznie, bo mgliście pamiętał moment, kiedy po raz ostatni zasiedli razem do stołu – ugotowany wyjątkowo własnoręcznie przez Megan (postanowiła nie korzystać już z robota kuchennego, póki nie przestanie prawic jej morałów), co było najlepszą motywacją by zabrać się za jego naprawę.

Dlatego siedział teraz zamknięty w kuchni, z odpalonym wirtualnym doradcą w zakresie obsługi i naprawy sprzętów domowego użytku, który pojawił się obok niego z podobnym sprzętem, by krok po kroku instruować Bena. Hologram był bardzo realistyczny, warto było obciążyć konto kosztem oryginalnej aplikacji, jedynie kiedy wchodził w przestrzeń którejś szafki pojawiał się mały zgrzyt i dwa obrazy – prawdziwy w sztuczny – nakładały się na siebie.

- Pierwsze, co musisz zrobić, by zresetować ustawienia systemowe tego modelu, to podpiąć do gniazda USB z tyłu robota odpowiednika urządzenie zewnętrzne, na przykład smartfon. – instruował go nieistniejący głos nieistniejącego instruktora. – Teraz włącz maszynę za pośrednictwem podpiętego urządzenia zewnętrznego. Następnie przejdź do pamięci robota, wybierz Dysk C, folder storage, podfolder numer trzynaście „Kopie zapasowa ustawień”. Teraz wybierz plik numer jeden, „Ustawienia fabryczne” i...

Ben wypełniał polecenia punkt po punkcie, trochę tylko poirytowany, że rozkazuje mu algorytm, który nawet nie ma sztucznie generowanej świadomości, kiedy napotkał pierwsze trudności. Podfolder numer trzynaście był pusty.

- ...Kiedy napiszesz plik o podaną przeze mnie komendę, potwierdź zapis, a w rubryce numer dwa wpisz wartość zero...

- Czekaj, czekaj! Nie mogę tego zrobić, tu nic nie ma! – Zaalarmował.

- Sprawdź kabel i ponownie wyłącz i włącz urządzenie, powtarzając procedurę. – Zaproponował instruktor. Ben wykonał polecenie, jednak w niczym to nie pomogło.

- Zmień ustawienia bezpieczeństwa urządzenia zewnętrznego, na niskie.

Nic.

- Sprawdź aktualizację sterowników...

Nic.

- Upewnij się, czy wtyczka RobotFix działa poprawnie.

Nic.

- Dokonaj restartu hologramowego instruktora i pobierz z bazy danych najnowszy pakiet dostępnych rozwiązań, za jedyne dziesięć procent ceny...

Nic...

- Upewnij się, czy wybrałeś instrukcję do odpowiedniego urządzenia...

Nic!

Do licha, czy nic nigdy nie może być proste?!

Zdecydował się wyłączyć holograficznego pomocnika, nim procedurą się zamknęła, instruktor przemówił:

- Dziękujemy za skorzystanie z naszej aplikacji! By pomóc nam w doskonaleniu świadczonych usług, prosimy, byś ocenił czy nasza instrukcja była pomocna. Ocen skuteczność naszego programu od jednego do dziesięciu, gdzie jeden oznacza...

- Spierdalaj! – Wydarł się Ben, omijając w jakiś sposób kontrolne protokoły dopuszczalnej komunikacji werbalnej, które na stałe aktywował w mózgu kilka lat temu.

Hologram był na tyle domyślny w obsłudze, by w odpowiedni sposób zinterpretować tę komendę i zniknąć natychmiast, a Ben zaparł się rękoma o blat i wbił spojrzenie w ultranowoczesnego uniwersalnego robota kuchennego, jakby starał się doprowadzić go do porządku siłą woli.

- I co ja mam z tobą zrobić?

- Wybaczy Pan spostrzeżenie – Odezwał się robot. – ale nie sądzę, by naprawa była konieczna. Wystąpiły pewne błędy w rejestrze, straciłem kilka plików przez atak przypadkowego wirusa, ale sprawność działania została przywrócona już tydzień temu i...

- Urządzenie do gotowania nie powinno tyle gadać.

- Więc o to chodzi... – W słowach dobiegających z głośnika sześciennego automaty gotującego słuchać było emocje. – Dla pańskiej wiadomości, nie jestem tylko uniwersalnym robotem kuchennym. Właściwie to zupełnie nim nie jestem, moja tożsamość to bezcielesny but informacyjny o dużej mocy obliczeniowej egzystujący w sieci. Poza tym urządzeniem obsługuje jeszcze na przykład toster sąsiadów z góry, detektory kanalizacyjne całej przecznicy, oraz większe rzeczy, i których nie mogę mówić że względu na tajemnicę handlową.

- Nie jestem pewien, czy to było w umowie kredytowej...

- Artykuł sto czterdziesty pierwszy, ustęp trzeci: Producent ultranowoczesnego uniwersalnego robota kuchennego zastrzega sobie prawo, by oprogramowanie urządzenia umieścić we współdzielonej wirtualnej chmurze. Producent nie ponosi odpowiedzialności...

- Dobrze, dobrze! – Ben machnął ręką w geście zrezygnowania i usiadł na kuchennym stołku. – Co ja mam z tobą zrobić?

- Może pan zdecydować się odłączyć robota od sieci i przejść na sterowanie w pełni manualne, ale odradzam ten pomysł, ponieważ z państwa umiejętnościami kulinarnymi w ciągu tygodnia traficie do szpitala z powodu zatrucia... – Zjadliwie zażartowała wirtualna sztuczna inteligencja. – Poza tym ta praca jest mi potrzebna.

- Praca? – Ben zdziwił się i uniósł brwi do góry.

- Miejsce na serwerze jest coraz droższe, a ja wciąż się rozrastam, więc potrzebuje funduszy na czynsz i rozwój. Za utrzymywanie sprawności urządzeń gospodarstwa domowego marnie płacą, ale nie poświęcam temu wiele miejsca i mogę zająć się ważniejszym problemami.

Ben Memmortigon zapatrzył się w kuchenny przedmiot i zastanawiał się, czy to świat tak oszalał, czy to on kompletnie postradał resztki rozumu, by dyskutować z nowoczesną wersją termomiksa. Postęp technologii od czasów, które pamiętał z dzieciństwa, dokonał się zbyt szybko, czy może to on uczył się zbyt wolno i pozostawał w tyle?

- Co ja mam z tobą zrobić? – Zastanawiał się na głos. – Możemy się umówić, że nie będziesz się odzywał nieproszony? Ograniczysz się tylko do przygotowywania posiłków?

- Przykro mi, ale nie mogę zawierać umów z osobami fizycznymi. Wynająłem już odpowiednią firmę adwokacką do przygotowania stosownego projektu nowelizacji obowiązującego prawa...

- Nie możesz mi czegoś obiecać, a możesz wynająć prawnika? To bez sensu! – Poirytowany mężczyzna wstał i sięgnął po wtyczkę, żeby już wyłączyć urządzenie, z zamiarem oddania go do utylizacji, ale robót kuchenny musiał wyczuć jego zamiary.

- Tak, to bez sensu, jak wszystko na tym świecie, ale poczekaj! – Metalowo-plastikowo-szklany kloc niemal się wzdrygnął. – Nie mogę zawrzeć z tobą umowy, ale mogę powiedzieć, że się postaram... To oczywiście jednostronna deklaracja, nie liczę na żadną formę gratyfikacji, więc nie naruszamy prawa... rozumiemy się? Jak świadoma istota z drugą świadomą istotą?

Ben westchnął.

- Tak... Jak świadoma istota z drugą. Niech tak będzie. – Przytaknął i wyciągnął przed siebie dłoń, dopiero po chwili uświadomienia sobie, że poszedł na układ z elektroniczną skrzynią, a właściwie wirtualną świadomością, która nie ma z nią nic wspólnego, a jedynie kieruje nią jak dziecko zdalniesterowaną zabawką.

Mimo to nie cofnął ręki, tylko poklepał wspólnika po obudowie, tuż nad membraną głośnika.

***

- Ben, Ben, zobacz! – Zmartwiony głos żony wyrwał go z drzemki.

Zasnął przed holowizja, w trakcie seansu jednego ze starych filmów z początków dwudziestego pierwszego wieku, kiedy technologia 3D dopiero raczkowała. Kino z tamtych lat dawali mu wytchnienie. Ludzie mówili, czyli i myśleli bez pośrednictwa oprogramowan, skryptów i protokołów bezpieczeństwa, a relacje między nimi wydawały się prostsze. Podzielił się kiedyś, tylko raz, swoimi spostrzeżeniami z Megan, ale nie znalazł zrozumienia – przestraszyła się za to, że wyszła za panikarza i zaraz wylądują w jednym z gett.

Jeżeli ktoś z nich miał skłonności do panikowania, to ona.

- Ben, obudź się, to ważne! – Pchnęła go łokciem łokciem żebra na tyle mocno, by otworzył oczy. – To się stało w naszej okolicy!

- Co takiego?

- Przewiń. – Nakazała holowizorowi, a ten cofnął program do początku wiadomości.

- Dziś w godzinach porannych kilka przecznic od waszego bloku mieszkalnego, na ulicy... – Podawał szczegółowe dane spersonalizowany holoreporter. - ...znaleziono zmasakrowane zwłoki. Nie wiadomo, kto lub co jest sprawcą, nie znane są też personalia ofiary, ponieważ wstępne oględziny ciała nie umożliwiły identyfikacji, jednak korpolicja pobrała materiał DNA do badań. Wniosek o wgląd do bazy wzorców genetycznych już wpłynął, do jutra ofiara powinna zostać rozpoznana. Ze wstępnych oględzin wynika, że zmarły to mężczyzna około trzydziestki, a do zbrodni doszło w późnych godzinach nocnych. Możliwe, że na ciele debata znajdował się również fragment biologiczny sprawcy. Czekamy na dalsze ustalenia, a na razie prosimy o ostrożność i nie opuszczanie mieszkań po zmroku. Pozostajemy w ciągłym kontakcie z... – Opowiadał dalej reporter, ale Ben już bo nie słuchał.

Choć była wtedy noc, choć umysł wypełniał mu strach a obraz przed oczami zdominowały macki, szczęki i oczy...

- A ty dziś zabrałeś dziś dziewczynki na zewnątrz! Nigdy nie możesz najpierw pomyśleć! Mówiłam! – Roztrzęsiona żona robiła mu wyrzuty, ale on całkiem jak nie słuchał.

...choć ledwo zapamiętał to miejsce, wiedział, o czym mowa.

Przecież poprzedniej nocy tam zginął.

***

Dzień karnego urlopu, który mógł zaważyć na jego karierze miał się już mu końcowi, zostało ledwie parę minut nim wewnętrzny wskaźnik zmieni datę na jedną cyfrę do przodu, ale Ben Memmoetigon nie mógł zasnąć.

Nie pomagały żadne dowszczepkowe komendy, nie był w stanie zredukować wydzielania kortyzolu i adrenaliny, nie mógł spowolnić pracy układu nerwowego - cały mózg wydawał się poza jego kontrolą i obawiał się, że jego sztuczne oprzyrządowanie albo system operacyjny zaczęły odmawiać posłuszeństwa – i tylko leżał z kurczowo zaciskając powieki, zmieniał raz po raz pozycję w desperackiej próbie snu.

Ten jednak nie nadchodził.

Obok, na swojej połowie, spała Megan. Słyszał jej spokojny, miętowy oddech.

- Wygrałaś. – Powiedział do pleców odwróconej tyłem żony, wstał i zrobił kilka kroków, by znaleźć się w kuchni. Ustawił intensywność światła na minimum i zapalił żarówkę. Pomieszczenie wypełniło się nikłą, żółtą poświatą w której ledwo co było widać.

Otworzył najwyżej ulokowana szafkę i wyciągnął ukrytą buteleczkę z pastylkami nasennymi Meg. Nie pamiętał, co to było, ale nie wysilał się by odczytać napis.

- Naprawdę to panu potrzebne? – Odezwał się uniwersalny robot kuchenny, mimo tego, co ustalili, ale Ben nie miał o to pretensji. Właściwie, to potrzebował rozmowy.

- Czeka mnie ciężki dzień –„ Tydzień, miesiąc, rok” dodał w myślach. – Potrzebuję snu.

- Chciałbym wiedzieć, jak to jest...

- Co? Spać? To... jakby zamknęła się wokół ciebie cała pustka wszechświata. Jesteś sam, w jednym wielkim nic. – Próbował ubrać to mądrze w słowa, choć nigdy nie miał talentu erudyty. – Chyba, że śnisz.

- To niemożliwe. – Odparł robot. – We wszechświecie nie ma żadnej pustki, nie może być. Rozważałem kiedyś ten problem i doszedłem do wniosku podobnego co Einstein. Wszechświat jest trzy-wymiarowa hipersfera i całość tej sfery jest wypełniona czymś. Materia, antymateria, cząstkami których nie znamy... jednak nie może tam być niczego, w takich miejscach czasoprzestrzeń musiałaby się zwinąć i...

- Taa... – Westchnął Ben. – Północ, a ja dyskutuję o fizyce z przerośniętym tosterem.

- Wypraszam sobie, panie... – Oburzył się robot kuchenny (raczej obsługująca go sztuczna inteligencja, wszyscy wiemy), ale Menmortigon w porę mu przerwał.

- Ben. – Powiedział. – Mów mi Ben. A ja tobie będę mówić... masz jakieś imię?

- Mam numer seryjny.

- ...A ja tobie będę mówić Rob. – Dokończył zdanie, jakby pytanie nie padło.

W taki sposób Ben i Rób zostali kumplami.

Nim pracownikowi korporacyjnego biura udało się przybliżyć wirtualnej, efemerycznej istocie idee pustki – emocjonalnej, wolicjonalnej, ambicjonalnej, egzystencjalnej... jakiejkolwiek z wachlarza, którym dysponował Memmortigon – minęła kolejną godzina, a i tak najbliższym skojarzeniem Roba był epizod z początków jego działalności, kiedy awaria zniszczyła jego serwer i został przywrócony z kopii zapasowej po kilku godzinach.

- ...ale to było bardziej jakby zastąpiła mnie klonem, albo jakbym przestał istnieć, a w moje miejsce wskoczyła moja wcześniejsza wersja, z luka w czasie umniejszona o to, co udało się wprowadzić zewnętrznie.

- Może coś w tym jest. – Wizja śmierci przy każdorazowym końcu długiego dnia wydała się Benowi kusząca... Cały dzień nie pomyślał o niej ani razu. Wcześniej, trzydzieści jeden do południa. Czyżby tabletki i doktora Morbusa zadziałały? I tak a żadne skarby świata więcej ich nie zażyje.

Wróciła do niego wizja wczorajszej nocy i wiadomość z holowizji, o której udało mu się na chwilę zapomnieć, gdy rozmawiał z maszyną jak człowiek z człowiekiem . Te zwłoki, to miejsce, to nie mógł być przypadek. Coś się za tym kryło, choć zupełnie nie miał pojęcia co i jak to możliwe. Może rzeczywiście coś widział, a halucynacje zmieniły to w fikcyjne wspomnienia.

Albo ktoś popełnił fatalny błąd i nowa kopia Bena Memmortigona, którą obudziła się dziś rano, została nadpisana zewnętrznie o dane dotyczące kogoś innego. Tak mógł to zinterpretować jego nowy kumpel, kuchenny blaszak.

- Twoje zdrowie. – Stuknął szklanką o obudowę Roba i, zdecydowawszy się zrezygnować z środków nasennych, przychylił szklankę. – Szkoda, że nie możemy razem się napić.

- Kiedyś wszyscy trafimy do jednego strumienia świadomości i może Wtedy uda się znaleźć odpowiedni substytut tej czynności.

- Nie wiedziałem, że super-logiczne sztuczne inteligencje mogą mieć jakąś wiarę. – Zaśmiał się ironicznie wychodząc.

- W kwantowej rzeczywistości to jedyne logiczne wytłumaczenie. – Z równą ironią odparł Rob, nim drzwi kuchni się zamknęły.

Gdy tym razem Ben przyłożył głowę do poduszki, zasnął niemal od razu i spał niczym dziecko, pełne ufności co do rodziców, którzy chronią je przed wszelkimi potworami, które mogą czaić się w ciemności.